Pasage
W ramach wyjazdu „Chatka Climbing Team na wakacjach" którego pomysłodawcą był Roko udało nam się przejść jedną z ciekawszych dróg na zachodniej ścianie Petit Dru. Mowa tu o Passage Cardiaque.
Co może oznaczać ta nazwa? Coś z sercem? Takiej formacji jak na El Capitanie tam nie ma , to może od spadających kamieni które zaklepały część spitów na drodze i zostawiły ślady na ścianie? Może droga stworzona z sercem lub jego drżeniem?
Zanim jednak znaleźliśmy się w Chamoniksie na przypadkowym spotkaniu w dolinie Kieżmarskiej pobraliśmy ostatnie „błogoslawieństawa" od Ascety opiekuna wszystkich chatkowiczów. Pod ścianą znalazłem się z Marcinem Szczotką. Dla Marcina była to pierwsza droga na ścianie, a sam Passage w dolnej części biegnący po płytach do półki był już wcześniej mi znany, gdyż z Roko przeszliśmy go w zeszłym sezonie.
Rok temu pod ścianą spotykamy dwóch sympatycznych Czechów" Otakara i Honzo, wycofali się z Tej drogi po 12 wyciagu. A jak przeciagaliście wory? Otakar bardziej doświadczony pokazuje na młodego Honzo: „ Mlady a silny" jest i niesie wór na plecach...
<>Rok wcześniej była to „lekka" niespodzianka jak wyciagi które mają być łatwe stają się „rzeźnią numer 5". Całkowite zaskoczenie tym razem nas nie dopadło, trawersy w „pająkach „ i lekkie bieganie po skale" z miejscami przystawkowymi jak w Ciężkach, a po głowie przychodziła mi tylko myśl że: co ruch to balder za VI.ile? oraz że muszę chyba zadzwonić do Jano (kolegi po balderowym fachu) i mu to zrealacjonować. Generalnie jak wchodzi się w ścianę o 14 to niewygodny kibel jest gwarantowany (nasz po 5-tym wyciągu) - to nie Taterki gdzie cześć dróg można zrobić w kilka godzin, no ale po mokrych płytach to też nie pobiegamy. Następny dzień to następne 5 wyciagów i ...zjazd. Przeciąganie „niebieskiej świni" okazało się całkowitą porażką i nawet znalezienie wody nie zmieniło naszej decyzji, nie umiemy dalej się pochytać...my tu jeszcze kur....a wrócimy. Rest jak to rest jaki jest każdy wie a jak dodać do tego burzę to w ścianie pojawia się śnieg i akcja helikopterowa po wspinaczy kiblujących na piku nie jest nowością. Po dwóch dniach wchodzimy łatwym terenem Direct Americane do 10 wyciągu. Wspinanie się drogą inną niż Direct wzbudza zainteresowanie i komentarze, wielu dziwi się że Pasage biegnie nad pólkami - przecież nie ma tego w przewodniku Pioli? A to tutaj zaczyna się prawdziwy hard core i w terenie mieszanym klasyczno-hakowym gdzie płyty poprzecinane są rysami dochodzimy do 19 wyciągu. Trzy ostatnie wyciagi mieliśmy przejść „siłą rozpędu" (jakże dziwnie znana po zimowym Hellu) bo to tylko miejsca V/V+ i 6a+. Tak, tak V/V+ to może oznaczać niezłe jaja... nie jesteśmy jednak w stanie znaleźć drogi w terenie 6a+. Następnego poranka po mroźnym kiblu kiedy tylko małe radyjko uprzyjemnia nam trzęsione, robimy dwa ostatnie wyciagi w rysach. Tylko jakie są to rysy, gdyby nieznajomość wyceny byłaby to kilkugodzinna hakówka. Dla nas trudna droga trzyma do ostatnich metrów, do samej „Niche de Dru", gdzie śnieg i wiszące wampiry ze ściany północnej obwieszczają jedno: koniec drogi i 700 metrowy zjazd przez zachodnią ścianę.
Całość to 25 godzin efektywnego wspinu. Tylko te kamienie z północnej ściany. kilka razy w ręke i kask się dostało ale co tam - nie jesy źle....., a napisy w mieście passage ... kojarzą się z jednym....
Gdy wracamy przez czech nie możemy wydostać się z tego zasranego kraju gdzie płacimy mandat i dajemy łapówkę „knedlom" (zamiast łapówki 70 euro będąc drobnymi cwaniaczkami oszukujemy policjanta-złodzieja i dajemy mu 10 eurosów słysząc na odjezdne „my se nie widjeli" tak, tak , kolejny mandat tym razem kredytowy przy granicy ląduje za oknem i w końcu Polska...uff. A ci Czesi co przeszli Pasage 2 latatemu w 13 godzin slyszałeś? Co Czesi w takim czasie? Albo znali drogę albo mi kaktus wcześniej urośnie - nigdy więcej przejazdu przez kraj „pepików".
Nieobecność w kraju trzeba odrobić na Podzamczu, co VI.3+ ha, ha ciekawe na pasagu nie miałoby to nawet 6b......A Marcin po powrocie w Tatry twierdzi ze tu większość dróg jest łatwa, po klamach, z dobrą asekuracją i co pokonana droga to korekta wyceny w dół - nie może przecież tak być że VII w Tatrach jest łatwiejsze niż w Alpach.
Inni „chatkowicze" też ciekawie spędzali wolny czas i wydawali ostatnie pieniądze na swoich wakacjach, co zapewne skrzętnie opiszą. Przecież, jak doszliśmy do zgodnego stanowiska z Hiszpanami cieśniąc się w kolebie podczas kolejnej burzy pod Dru - jesteśmy na wakacjach, oszczędzaliśmy na to przez ostatni rok (przynajmniej ja) i mamy czego chcieliśmy.
Szkoda tylko że nie było Roko, ale serce nie sługa a „Boska Opatrzność" czuwa i czeka, może za rok.........
|